Dzień jedenasty - oko w oko z tajfunem, oraz nocne wyjście na sichu
No dobrze, nie na "sichu", tylko Xi hu (西湖), czyli Jezioro Zachodnie. Ale, jak mawiają autorzy kiepskich kryminałów, "nie uprzedzajmy faktów".
Wczoraj wieczorem, z okazji chińskiego Święta Środka Jesieni (中秋节), nakupowaliśmy w pobliskim sklepiku tradycyjnych "księżycowych" ciasteczek ryżowych, które spożyliśmy w zaciszu hotelowego pokoju. Była okazja, żeby znowu nawiązać do pierwotnie zakładanego leit-motivu bloga, czyli świnek pekinek.
Dzisiejszy poranek nadal trzymał nas w niepewności, co do dalszych planów podróży. Około 10.00 było jednak jasne, że 台风 (taifeng), czyli nasz swojski tajfun, nie odpuszcza, i o podróży statkiem możemy zapomnieć. Jak powiedziała pani Feng - "没办法". Nie ma rady.
Kilka nerwowych telefonów między Pekinem, nami, koczującymi w "tanim hoteliku", oraz szanghajskim agentem turystycznym załatwiło jednak sprawę. Podjęliśmy męską decyzję o przedłużeniu pobytu w Hangzhou, a nawet udało nam się dostać bilety na wieczorny pociąg.
Wczoraj wieczorem, z okazji chińskiego Święta Środka Jesieni (中秋节), nakupowaliśmy w pobliskim sklepiku tradycyjnych "księżycowych" ciasteczek ryżowych, które spożyliśmy w zaciszu hotelowego pokoju. Była okazja, żeby znowu nawiązać do pierwotnie zakładanego leit-motivu bloga, czyli świnek pekinek.
Dzisiejszy poranek nadal trzymał nas w niepewności, co do dalszych planów podróży. Około 10.00 było jednak jasne, że 台风 (taifeng), czyli nasz swojski tajfun, nie odpuszcza, i o podróży statkiem możemy zapomnieć. Jak powiedziała pani Feng - "没办法". Nie ma rady.
Kilka nerwowych telefonów między Pekinem, nami, koczującymi w "tanim hoteliku", oraz szanghajskim agentem turystycznym załatwiło jednak sprawę. Podjęliśmy męską decyzję o przedłużeniu pobytu w Hangzhou, a nawet udało nam się dostać bilety na wieczorny pociąg.
widok z okna hotelu Lintong - jeden z powodów, dla których tak ważne było złapanie wieczornego pociągu
Po drodze na dworzec tajfun dał o sobie znać już w Szanghaju, w postaci potężnej burzy. Na szczęście poczekalnia kolejowa (przynajmniej w części dla oczekujących na specjalny ekspres turystyczny do Hangzhou) była wygodna, klimatyzowana, a nawet zaopatrzona w jako tako działający internet.
Późnym wieczorem dotarliśmy do Hangzhou (杭州), sporego miasta, znanego głównie ze wspomnianego Xi hu, oraz masowego ruchu turystycznego. Pani Yelin, nasz człowiek w Pekinie, załatwiła nam tu hotel o zachęcającej nazwie "European style holiday hotel". Nie bylismy jednak wewnętrznie przygotowani na to, jak Chińczycy rozumieją "european style". Hol recepcji, podobnie jak korytarze, urządzony jest w jakiejś potwornej mieszaninie nieudolnego naśladowania art deco i klasycyzmu, połączonych z dużą ilością mosiądzu, wykonanych z lekko azjatyckim sznytem kopii europejskich dzieł sztuki (przyciągają wzrok zwłaszcza "Narodziny Wenus" oraz konny portret Napoleona - ten Davida - pięknie odrobione w postaci płaskorzeźb z jakiś kolorowych metali) i ogólnie lekkiego kiczu. Najbardziej wstrząsająca jest pokojowa toaleta o szklanych (sic!) ścianach. Ogólnie jednak jest dość czysto, mają szybki i darmowy internet, więc nie narzekamy.
Po zrzuceniu bagaży, wybralismy się jeszcze na dwu-trzykilometrowy nocny spacer nad to osławione Xi hu, i... robi wrażenie. Na razie tylko rzuciliśmy okiem, przeszliśmy kawałek romantyczną alejką (mimo późnej pory, całkiem sporo ludzi. Cały czas mówimy o kraju, w którym większość lokali zamyka się na głucho o 22.00), ale wydaje mi się, że za dnia będzie jeszcze ładniej. Mamy dużo czasu, żeby obejść Hangzhou wzdłuż i wszerz.
P.S. Właśnie do pokoju zadzwoniły jakieś damy lekkiej konduity. Na szczęście chyba przez przypadek, bo zanim wyszedłem z pokoju, one stały już przy następnych drzwiach. Poza tym na korytarzu pojawił się też pracownik hotelu, chyba grożąc im (niezbyt energicznie) palcem. Z drugiej strony na stoliku, przy którym siedzę, lezy szeroki wybór prezerwatyw (10 Y paczka) oraz płynów do dezynfekcji okolic intymnych (takoż). Cóż, "european style"...
PSJ & Ann
Późnym wieczorem dotarliśmy do Hangzhou (杭州), sporego miasta, znanego głównie ze wspomnianego Xi hu, oraz masowego ruchu turystycznego. Pani Yelin, nasz człowiek w Pekinie, załatwiła nam tu hotel o zachęcającej nazwie "European style holiday hotel". Nie bylismy jednak wewnętrznie przygotowani na to, jak Chińczycy rozumieją "european style". Hol recepcji, podobnie jak korytarze, urządzony jest w jakiejś potwornej mieszaninie nieudolnego naśladowania art deco i klasycyzmu, połączonych z dużą ilością mosiądzu, wykonanych z lekko azjatyckim sznytem kopii europejskich dzieł sztuki (przyciągają wzrok zwłaszcza "Narodziny Wenus" oraz konny portret Napoleona - ten Davida - pięknie odrobione w postaci płaskorzeźb z jakiś kolorowych metali) i ogólnie lekkiego kiczu. Najbardziej wstrząsająca jest pokojowa toaleta o szklanych (sic!) ścianach. Ogólnie jednak jest dość czysto, mają szybki i darmowy internet, więc nie narzekamy.
Po zrzuceniu bagaży, wybralismy się jeszcze na dwu-trzykilometrowy nocny spacer nad to osławione Xi hu, i... robi wrażenie. Na razie tylko rzuciliśmy okiem, przeszliśmy kawałek romantyczną alejką (mimo późnej pory, całkiem sporo ludzi. Cały czas mówimy o kraju, w którym większość lokali zamyka się na głucho o 22.00), ale wydaje mi się, że za dnia będzie jeszcze ładniej. Mamy dużo czasu, żeby obejść Hangzhou wzdłuż i wszerz.
P.S. Właśnie do pokoju zadzwoniły jakieś damy lekkiej konduity. Na szczęście chyba przez przypadek, bo zanim wyszedłem z pokoju, one stały już przy następnych drzwiach. Poza tym na korytarzu pojawił się też pracownik hotelu, chyba grożąc im (niezbyt energicznie) palcem. Z drugiej strony na stoliku, przy którym siedzę, lezy szeroki wybór prezerwatyw (10 Y paczka) oraz płynów do dezynfekcji okolic intymnych (takoż). Cóż, "european style"...
PSJ & Ann
Komentarze
calusek
aga l
ps tu tez leje, tyle ze przerazliwie zimno