Dzień dwunasty - dalsze rajdy po Hangzhou
Wczoraj postanowliśmy ruszyć spacerkiem wzdłuż Jeziora Zachodniego i tak też uczyniliśmy, robiąc tylko postój na kawę z ciastkiem (śniadanie w hotelu co prawda mamy, ale jest ono w wersji jedynie chińskiej, i to raczej ubogiej i kiepskiej). Ruszyliśmy w stronę północno-zachodnią jeziora, delektując się przyjemnym, lekkim wiaterkiem i ładnymi widokami. Chińczyków jest tu zatrzęsienie, a białych jakoś dziwnie mało, co (chyba?) powoduje, że wszyscy się na nas gapią.
Gdy już nas to zmęczyło, uciekliśmy z głównej trasy do pięknych ogrodów, gdzie mogliśmy odpocząć od wścibskich spojrzeń. Zwiedziliśmy min. mały, ale bardzo urokliwy park, należący do Towarzystwa Rytowników Pieczęci.
W międzyczasie zgłodnieliśmy już nieco, a poza tym chcieliśmy przeczekać największy upał, więc zaczęliśmy się rozglądać za jakąś restauracją. W związku z tym odeszliśmy znad brzegu jeziora, gdyż tam mieszczą się głównie kawiarnie. Chwilę pobłądziliśmy, ale na szczęście naszym oczom ukazało się miejsce wyglądające bardzo zachęcająco. Dziarsko wkroczyliśmy do środka, więc kiedy się okazało, że to herbaciarnia miny nam nieco zrzedły. Niemniej jednak postanowiliśmy zostać i to była bardzo dobra decyzja! Paweł wybrał herbatę z karty (tylko po chińsku; wymienione są wszystkie herbaty, cena jest jedna, liczona od osoby) i zaraz dostaliśmy nie tylko szklanki z naparem, ale też mnóstwo talerzy z owocami i orzeszkami, a także okazało się, że można samemu z podgrzewaczy brać sobie różne przekąski. Dopadliśmy więc misek z makaronem, a potem już każdy według gustu i potrzeb coś tam skubnął. Herbata była przepyszna, owoce świeże i doskonałe. Można by tam spędzić cały dzień (Paweł doczytał się w regulaminie herbaciarni, że jak przesiadujesz zbyt długo - czas liczony w godzinach - to obsługa ma prawo prosić cię o wyjaśnienie). Myśmy spędzili tam ok 1.5 godziny i była to miła odmiana od chińskich restauracji, gdzie wszyscy szybko jedzą i wychodzą. Wyszliśmy stamtąd bardzo zadowoleni i mocno najedzeni (tych owoców było tyle... i pistacje, do których ręka sama się wyciągała, i jeszcze panie roznosiły jakieś inne małe przekąski). A najlepsze jest to, że zapłaciliśmy po 80Y za szklankę, a całe to jedzenie (owoce i przekąski można było dobierać dowolnie) było już w tej cenie. Nie jest to oczywiście najtańszy posiłek jaki mozna dostać w Chinach, ale na pewno wart swojej ceny!
Po obiedzie zarządziliśmy powrót, znów brzegiem jeziora. Wieczorem zaś wybraliśmy się do restauracji wegetariańskiej serwującej dania udające mięsne. Paweł zamówił móżdżek, wiosennego kurczaka, wołowinkę i kulki krewetkowe. Wszystko było bardzo dobre, choć naprawdę jak mięso smakował tylko móżdżek, reszta niestety albo miała smak ale nie miała odpowiedniej konsystencji (jak wołowina z grzybów), albo miała odpowiednią konsystencję, ale nie miała smaku (jak kurczak). mamy plan żeby wybrać się jeszcze raz do takiej restauracji w Pekinie.
Ann
Ja dodam jeszcze tylko, że Hangzhou to zdecydowanie najładniejsze z odwiedzonych przez nas dotychczas chińskich miast. Panuje tu (jak na warunki chińskie) spokój, powietrze jest naprawdę czyste i da się normalnie oddychać... Duża ilość turystów oraz studentów z mieszczącego się tu uniwersytetu prowincji Zhejiang nadają niewielkiemu Hangzhou niesamowitą atmosferę.
PSJ
Gdy już nas to zmęczyło, uciekliśmy z głównej trasy do pięknych ogrodów, gdzie mogliśmy odpocząć od wścibskich spojrzeń. Zwiedziliśmy min. mały, ale bardzo urokliwy park, należący do Towarzystwa Rytowników Pieczęci.
W międzyczasie zgłodnieliśmy już nieco, a poza tym chcieliśmy przeczekać największy upał, więc zaczęliśmy się rozglądać za jakąś restauracją. W związku z tym odeszliśmy znad brzegu jeziora, gdyż tam mieszczą się głównie kawiarnie. Chwilę pobłądziliśmy, ale na szczęście naszym oczom ukazało się miejsce wyglądające bardzo zachęcająco. Dziarsko wkroczyliśmy do środka, więc kiedy się okazało, że to herbaciarnia miny nam nieco zrzedły. Niemniej jednak postanowiliśmy zostać i to była bardzo dobra decyzja! Paweł wybrał herbatę z karty (tylko po chińsku; wymienione są wszystkie herbaty, cena jest jedna, liczona od osoby) i zaraz dostaliśmy nie tylko szklanki z naparem, ale też mnóstwo talerzy z owocami i orzeszkami, a także okazało się, że można samemu z podgrzewaczy brać sobie różne przekąski. Dopadliśmy więc misek z makaronem, a potem już każdy według gustu i potrzeb coś tam skubnął. Herbata była przepyszna, owoce świeże i doskonałe. Można by tam spędzić cały dzień (Paweł doczytał się w regulaminie herbaciarni, że jak przesiadujesz zbyt długo - czas liczony w godzinach - to obsługa ma prawo prosić cię o wyjaśnienie). Myśmy spędzili tam ok 1.5 godziny i była to miła odmiana od chińskich restauracji, gdzie wszyscy szybko jedzą i wychodzą. Wyszliśmy stamtąd bardzo zadowoleni i mocno najedzeni (tych owoców było tyle... i pistacje, do których ręka sama się wyciągała, i jeszcze panie roznosiły jakieś inne małe przekąski). A najlepsze jest to, że zapłaciliśmy po 80Y za szklankę, a całe to jedzenie (owoce i przekąski można było dobierać dowolnie) było już w tej cenie. Nie jest to oczywiście najtańszy posiłek jaki mozna dostać w Chinach, ale na pewno wart swojej ceny!
Po obiedzie zarządziliśmy powrót, znów brzegiem jeziora. Wieczorem zaś wybraliśmy się do restauracji wegetariańskiej serwującej dania udające mięsne. Paweł zamówił móżdżek, wiosennego kurczaka, wołowinkę i kulki krewetkowe. Wszystko było bardzo dobre, choć naprawdę jak mięso smakował tylko móżdżek, reszta niestety albo miała smak ale nie miała odpowiedniej konsystencji (jak wołowina z grzybów), albo miała odpowiednią konsystencję, ale nie miała smaku (jak kurczak). mamy plan żeby wybrać się jeszcze raz do takiej restauracji w Pekinie.
Ann
Ja dodam jeszcze tylko, że Hangzhou to zdecydowanie najładniejsze z odwiedzonych przez nas dotychczas chińskich miast. Panuje tu (jak na warunki chińskie) spokój, powietrze jest naprawdę czyste i da się normalnie oddychać... Duża ilość turystów oraz studentów z mieszczącego się tu uniwersytetu prowincji Zhejiang nadają niewielkiemu Hangzhou niesamowitą atmosferę.
PSJ
Komentarze
zwłaszcza gdy za oknem jesienna słota :)
calusek znad zwyklej buly z pasztetem
aga l
Co do herbaty, to na wynos nie dawali, ale tutaj dostanie herbaty to nie problem. My najczęściej zaopatrujemy się w zieloną butelkowaną schłodoną.