Hong Kong - dzień pierwszy

Dotarliśmy. Podróż odbyła się bez żadnych sensacji i nie ma co się rozwodzić. Linie Air China mogę na razie polecać, bo mają na połączeniu Warszawa-Pekin dobre jedzenie (choć śniadanie określane z angielska "omletem" okazało się pełnym english breakfast ;)) oraz niezły repertuar filmowy...



Hong Kong powitał nas upalną duchotą, charakterystyczną dla tego rejonu, co przyjęliśmy z radością (tym bardziej, że równolegle docierają do nas obrazy Polski pod śniegiem). Zbiorkom jest łatwy w obsłudze i przyjazny (w szybkiej kolejce z lotniska jest nawet wifi). Warto od razu zaopatrzyć się w Octopus Card, która działa identycznie jak Oyster Card w Londynie. Ładujesz, jeździsz, ładujesz znów jak zachodzi potrzeba - wychodzi znacznie taniej niż pojedyncze bilety. Przy wyjeździe zwracasz i dostajesz z powrotem kaucję (50hk$, chociaż przy zwrocie przed upływem bodaj 30 dni potrącają z niej jeszcze 9$).


Budynek, w którym mieści się nasz hotel znaleźliśmy bez trudu - wygląda jak dom handlowy, ale taki że szwarc, mydło i lata 90te dzwoniły (wygląda jak typowy chiński wieżowiec mieszkalny - PSJ) Z samym hotelem poszło nam nieco gorzej, gdyż na 15 piętrach mieści się co najmniej kilkanaście różnych tego typu przybytków i cały myk polega na znalezieniu windy, która nie dość że zawiezie na właściwe piętro (każda obsługuje tylko wybrane), to jeszcze we właściwym sektorze budynku. Odnaleźliśmy się jednak relatywnie szybko i ruszyliśmy na zwiedzanie.


A jako że morderczy jetlag już dawał o sobie znać, wybraliśmy opcję najmniej męczącą, czyli poszliśmy pojeździć ruchomymi schodami. Można pomyśleć: "też mi atrakcja, wystarczy przejść się na Centralny", ale Escalator to najdłuższy ruchomy ciąg komunikacyjny na świecie. Szczegółami nie będę zanudzać, bo można je znaleźć na wiki.



W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze jedną atrakcję komunikacyjną Hong Kongu, mianowicie piętrowe tramwaje, które są piękne, ekologiczne i jedyne w swoim rodzaju (i mają nawet swoją stronę na polskiej wiki - klik). Z tramwaju przesiedliśmy się do metra i przenieśliśmy się w okolice naszego hotelu, żeby udać się na zasłużoną kolację. Mocno zmęczeni, nie mieliśmy sił na długie poszukiwania, na szczęście nasz "hotel" znajduje się przy Nathan road, w samym sercu dzielnicy Mong Kok w Kowloon, która szczyci się sławą najgęściej zaludnionego obszaru miejskiego na świecie, więc znalezienie uliczki, w której roiło się od japońskich, koreańskich i wietnamskich knajpek, nie stanowiło problemu. W jednej z nich pokrzepiliśmy się wielką michą shabu shabu i tajwańską herbatą cytrynową. Takie rozpoczęcie urlopu to ja lubię...



Komentarze

Anonimowy pisze…
Cieszymy się ze bez problemu dotarliście . Wygrajcie fortunę w Makao. Życzymy także wielu wrażeń . Czekamy na kolejne wpisy.

Całujemy
Kretenczycy

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty