W Komórce pod schodami prowadzącymi na poddasze Świata...

...ale w ich górnej części.

Nie da się ukryć, że ze swoimi śmiesznymi 3.300 m n.p.m. i górami, z których najwyższa w okolicy nie przekracza nawet 7000 m., Shangri-La* nie leży na Dachu Świata. Ma jednak pewne punkty wspólne - leży na płaskowyżu, jest tu dużo Tybetańczyków (przewodnik podaje, że jakoby nawet 30% populacji), oraz można sobie odmrozić... nerki. Jeżeli przypomnę sobie, że trzy tygodnie temu startowaliśmy z Hanoi, gdzie temperatury codziennie przebijały 30 stopni, chce mi się płakać, ale łzy nie płyną z zamarźniętych oczu. Nie wychodziłbym z pokoju hotelowego, ale zaczynają w nim grzać dopiero po 17.30. Udało się przynajmniej znaleźć lokal dogrzewany tradycyjną "kozą", chociaż lokalne towarzystwo i tak siedzi w kurtkach. Jesteśmy przynajmniej przekonani, że w Shangri-La nie będą nam dokuczać szczury - wszystkie musiały już dawno umrzeć z wyziębienia.

Inną rzeczą, wartą w tym miejscu wspomnienia, jest pierwszy przełom rzeki Jangcy, zwany Rozpadliną czy też Wąwozem Skaczącego Tygrysa. Bez kozery powiem, że widziałem w życiu wiele różnych rzek, w tym Świder, majestatycznie toczący swe wody przez nizinę mazowiecką, ale nawet on nie wytrzymuje porównania z tym... hmm... Trochę brakuje mi słów**, a nawet zdjęcia nie oddadzą zapewne obrazu kotłującej się, spienionej wody, nad którą wznoszą się niemal pionowo góry, gdzie szczyty od rzeki dzielą prawie cztery kilometry wysokości. Tzw. fotoski powinny pojawić się jutro. Ponieważ do Shangri dotarliśmy dopiero późnym popołudniem, więcej newsów z okolicy dorzucimy w późniejszym terminie.

PSJ

* Wykorzystującym bloga jako źródło informacji turystycznych, uprzejmie donoszę, że kiczowata nazwa Shangri-La, wzięta wprost z wczesno-dwudziestowiecznego romansidła, i to angielskiego autora, została nadana temu miejscu w latach dwutysięcznych przez lokalne władze celem przyciągnięcia turystów. Chińska nazwa oficjalna brzmi 香格里拉, ale miasteczko znane jest także pod "oryginalnym" imieniem Zhongdian (中甸), a Tybetańczycy określają je jako Gyalthang.

** niektórzy zrozumieją może, co mam na myśli, jeżeli powiem, że po raz pierwszy widziałem na własne oczy góry, które wyglądały piękniej i groźniej, niż w Skyrimie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty