Stare miasta

Dzisiaj będzie zbiorczo, ale druga połowa naszej podróży zyskała wspólny mianownik w postaci zwiedzania starych i turystycznie przeładowanych miast Yunnanu. Odwiedziliśmy dwa sztandarowe, niegdyś (na szczęście obecnie chyba już nie) kultowe w kręgach backpackerów miasta Dali (大理) i Lijiang (丽江), słynne głównie dzięki swym starówkom, wysokim cenom i tłumom turystów*.

Nie zrozumcie mnie jednak źle, mimo wszystkich wymienionych wyżej epitetów, obydwa miasta warte są wszelkich trudów i wydatków. Obydwa zachowały - albo doskonale imitują - tradycyjną miejską substancję, architekturę, i obdarzone są niesamowitym klimatem, przywodzącym na myśl scenografię do filmów kostiumowych. Nie mniej zapierające dech w piersiach są warunki naturalne; kiedy zobaczyłem łańcuch gór wznoszący się nad Dali, pomyślałem, że tylko wybrzeże chorwackie między Dubrownikiem a Splitem może mogłoby się równać urokiem. "Niewiele już rzeczy zrobi na tobie podobne wrażenie" - powiedziałem sobie wtedy.

Dwa dni później dotarliśmy do Lijiangu, nad którym wznosi się szczyt przekraczający 5 i pół tysiąca metrów n.p.m., pokryty lodowcem i obramowany dramatycznie (holywoodzko wręcz) wyglądającymi chmurami, i musiałem po cichu odszczekać.

Innym, niezapomnianym przeżyciem jest droga lądowa między Dali a Lijiangiem. Poprowadzona nietypowo tuż pod szczytami gór, zamiast doliną (chociaż w dolinie trwa intensywna budowa autostrady, i za kilka lat pewnie te słowa będą wspomnieniami starego człowieka o dawnych, dobrych czasach), oferuje niesamowite, wręcz nie porównywalne z niczym innym widoki. Jeden z uczestników naszej wycieczki, odwołując się do wiedzy i doświadczeń lotniczych, potwierdził, że różnica wysokości między pasem drogi (biegnącej oczywiście skrajem dość przepastnego zbocza) a dnem doliny mogła momentami dochodzić do półtora kilometra. Jazda autobusem, landscape-wise, nie różni się istotnie od podróży samolotem. Niestety, przez zakurzone okna autokaru trudno zrobić dobre zdjęcia.

Trzeba dodać, że jeżeli ktoś lubi spacery po miastach i miasteczkach, to i w Dali i (chyba nawet w większym stopniu) w Lijiangu można spokojnie spędzić i tydzień, poznając wszystkie zakątki, zaułki i alejki.

Lijiang, mimo panującej od trzech lat w Yunnanie suszy, poprzecinany jest dziesiątkami kanałów i potoków, w których - o dziwo - nadal jest woda.***

PSJ

 

* nota bene, chociaż laowai, czyli białasy, nie wzbudzają tu takiej sensacji jak na południu prowincji, to stanowią znaczącą mniejszość w masie turystów. Najdroższe restauracje i najmodniejsze kawiarnie obsadzone są głównie przez bogatych, wielkomiejsko ubranych** Chińczyków.

** niektórych zainteresuje fakt, że w Chinach też są hipsterzy. Męskie kapelusze i kamizelki przeżywają renesans.

*** no, prawie. Wycieczka do parku Jeziora Czarnego Smoka, reklamowana przez przewodniki jako spotkanie naturalnego piękna wody z harmonią chińskiej architektury, przypomina nieco wyprawę na Diunę z powieści Herberta.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty