Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2010

"This is the end, my only friend, the end..."

No dobra. Koniec tych wywczasów. Dzisiaj w nocy wracamy co koń wyskoczy do naszej drogiej ojczyzny. O naszych ostatnich dniach w Ha Noi jeszcze napiszemy (zwłaszcza że zaraz jeszcze wychodzimy zwiedzić Muzeum Armii Wietnamskiej - yeeeeaaaah! ), pewnie już z PL*. Powiem tylko, że za dosłownie parę dni w Ha Noi rozpoczynają się wielkie (w skali) obchody tysiąclecia miasta. Z tego powodu tysiące Wietnamczyków drze się nam pod oknami dzień i noc, ćwicząc swoje publiczne występy, a wszystkie szczekaczki nadają na pełny regulator wesołe, acz patriotyczne (zapewne) pieśni. Głównie daje się słyszeć słowo "Ha Noi". W dodatku zjechały się jakieś masy ludzi spoza miasta, dzięki czemu: a) ludzi jest jeszcze więcej, niż zwykle (nie wiem, czy dwukrotnie, ale tłum na chodnikach wyraźnie zgęstniał); b) biały znowu jest atrakcją, witaną okrzykami zdumienia oraz pokazywaniem palcami; c) jest jeszcze głośniej . Trzeba uciekać :) PSJ * toteż warto zajrzeć za trzy-cztery dni, jeszcze wrzucimy p

Szybka myśl z Laosu

Jeszcze jedno spostrzeżenie po trzech dniach spędzonych w LP. Wydaje się, że nie tylko nasze bungalowy, ale i znacząca ilość turystycznych obiektów w Luang Prabang (kawiarnie, hotele, restauracje, księgarnie...) ma zachodnich właścicieli. Jeśli oceniać po języku - głównie Francuzów. Nie wiem, czy to jakieś kolonialne resentymenty, ale bardzo częstym obrazkiem w centrum miasta jest młoda obsługa laotańska, a przy centralnym stoliku - starszawy westerner "trzymający kasę" (w zasadzie nierzadko trzymający kasę w sposób jak najbardziej dosłowny). PSJ

Luang Prabang oczami niewiasty

Obraz
To prawda, że na zwiedzanie Luang Prabang wystarczy jeden dzień. Warto zwiedzić Pałac Królewski przerobiony obecnie na muzeum (znajduje się w nim m.in posąg Buddy, od którego wzięło nazwę miasto oraz liczne podarki z zaprzyjaźnionych państw, w tym z Polski - w postaci chociażby przepięknej urody talerza z warszawską syrenką) oraz dwie najstarsze świątynie (reszta świątyń to rekonstrukcje lub zeupełnie współczesne budowle; można się po nich poszwędać, ale po pięciu i tak wszystkie zlewają się w jedno). Warto też wspiąć się na wzgórze Phusi, skąd roztacza się ładny widok. Poza tym wiele miejscowych biur turystycznych organizuje różne wycieczki w bliższe i dalsze okolice LP. Od kilkudniowych wypraw na słoniach, po wycieczkę do miejscowych jaskiń i wodospadów, gdzie można dojechać wynajętym skuterem lub tuk-tukiem. My wybraliśmy się do najfajniejszych wodospadów w okolicy - Kuang Si. Najpierw obejrzeliśmy miejscowe centrum ratowania niedźwiedzi himalajskich (ogólnie rzecz biorąc nieco wię

Jesteś w Laosie, nędzny robaku!

Obraz
Korzystając z (niepowszechnego) dostępu do internetu w sennym Luang Prabang, miasteczku-atrakcji turystycznej Laosu, dajemy "znak życia"; co prawda w przededniu wyjazdu, ale liczą się intencje, czyż nie? Luang Prabang jest najcichszym, najmniejszym i najspokojniejszym miejscem, jakie odwiedziliśmy w czasie całej naszej podróży po Indochinach. Miasteczko znane jest z licznych świątyń, urokliwego położenia w górskiej dolinie i z tego, że niejaki Henri Mouhot kipnął tu na malarię. Luang Prabang...! ...Ta sielanka cię wykończy! Trudno mu się zresztą dziwić. Niewiele brakowało, bym - dzięki zakwaterowaniu w uroczych bungalowach nad samym brzegiem rzeki - poszedł w jego ślady, schodząc we wiośnie swojego życia na atak serca. Malownicza lokalizacja posiadała w pakiecie jakieś olbrzymie* krocionogi, harcujące wieczorem po naszej łazience. A ja naiwnie myślałem, że usadowienie domku na palach chroni przed robactwem... Jeżeli jednak pierwszego wieczoru myślałem, że starcie z gargantui

"Nakarm nasze głodne ryby swoją martwą skórą"

Obraz
...głosi (po angielsku) napis nad jednym z licznych salonów masażu/spa w Siem Reap. Pomijając jednak wyjątki podobne powyższemu, jeden obraz wart jest tysiąca słów. W związku z tym ograniczymy się do rzucenia kilku (z kilkuset) zdjęć z różnych zakątków Angkoru, pozostawiając je wyjątkowo bez komentarza. Jedna uwaga dla tych, którzy chcieliby potraktować tego bloga jako źródło wiedzy podróżniczej: naprawdę warto odżałować czas i podwyższone wynagrodzenie kierowcy, i udać się na dłuższą wycieczkę do Banteay Srei, jakieś 30 km od Angkor. Zdobienia i płaskorzeźby w tej niewielkiej świątyni są świetnie zachowane i ładniejsze chyba nawet od tych w Angkor Wat. Banteay Srei PSJ P.S. Jutro odlatujemy nieco w nieznane do Laosu. Nie wiem, jak wygląda tam sytuacja z dostępem do internetu, ale gdyby nie było od nas dalszych wiadomości, to jeszcze przez trzy dni nie należy wpadać w panikę...