Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2012

Bez morału

Obraz
W ostatnich kilku dniach, które - jak się składa - są również moimi ostatnimi dniami w Tianjinie, spacerując po tutejszych ulicach wielokrotnie przyłapywałem się na myśli, iż niezależnie od wszystkich drobnych dokuczliwości dnia codziennego (vide Przypowieść o drzwiach ), Tianjin to jednak piękne i uzależniające miasto. Być może nie jest w tak oczywisty sposób atrakcyjne czy przykuwające uwagę turysty, w przeciwieństwie choćby do Dali, Lijiangu czy nieodmiennie popularnego Hangzhou, ale minutę po uskoczeniu przed kolejnym rozpędzonym samochodem trafiasz znowu na jakąś alejkę czy kamiennicę, dla których czas zatrzymał się przed wojną. Czasami trudno się nie zachwycić. 泰安道 大沽北路 Pewnego dnia pogoda i widzialność znakomicie się polepszyły Dla mnie osobiście takie chwile wiążą się nieodmiennie z uświadomieniem sobie, gdzie właściwie jestem i co robię. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych ludzi nie jest to żadne warte wzmianki osiągnięcie - są tacy, którzy potrafią z dnia na dzień spakowa

Pociąg do kolejki, albo jak szeroko zakroiłem plany powrotu

Obraz
Mój problem z Chinami był wynikiem następującej zależności - w południowych prowincjach można zwiedzić wiele turystycznych atrakcji, natomiast trudno nauczyć się tam dobrego putonghua. Stąd też wywędrowałem z Yunnanu daleko na północ, a w konsekwencji zaraz po przyjeździe do Tianjinu musiałem rozpocząć planowanie powrotu do Hanoi, skąd za nieco ponad tydzień mam powrotny lot do Polski. Jak się okazało, obydwie mainstreamowe opcje - pociąg i samolot - w zasadzie nie różnią się kosztami*, co mnie osobiście nieco zaskoczyło. Pozostało pytanie, czy lepszym wyborem jest podróż relatywnie szybka, ale nudna i wymagająca wyciskania stołka pupą na kantońskim lotnisku (lot bezpośredni jest jednak zauważalnie droższy), czy też długa i upierdliwa, ale potencjalnie ciekawsza. Klamka już zapadła, i w niedzielę rozpoczynam kolejową podróż Tianjin-Pekin-Hanoi, liczącą sobie ponad dwa tysiące kilometrów** i czterdzieści dwie godziny, w czasie których przetnę z północy na południe w zasadzie całe Chi

Przypowieść o drzwiach

Chciałem opowiedzieć wam krótką historię, ilustrującą specyficzne, chińskie podejście do życia i rzeczywistości w ogóle. Otóż nieco ponad tydzień temu, we wszystkich wejściach prowadzących do mojego wieżowca zainstalowano domofon i automatyczne zamki. Jak można było wnosić po tłumach kłębiących się o dowolnej porze dnia i nocy przed drzwiami, metoda otwarcia owych zamków (czy były to klucze, czy może jakiś tajny kod do wstukania w domofonie, pozostaje do dziś kwestią niewyjaśnioną) została udostępniona jedynie nielicznym. Co prawda, jak wspominałem, ostrożne rachunki wskazywałyby, że w budynku mieszka pewnie z parę tysięcy osób, więc ruch jest duży, a wychodzący ze środka regularnie otwierali drzwi, wpuszczając wchodzących (co samo w sobie świadczy, jak bardzo bezsensowny był w samym założeniu pomysł instalacji domofonów). Niemniej jednak nawet jedno- czy dwuminutowe oczekiwanie było najwyraźniej zbyt dokuczliwe dla milczącej większości lokatorów. Po kilku (dosłownie) dniach, drzwi z

Kulinarnie

Obraz
Święta znowu idą. Tym razem na tapecie Duan Wu Jie , czyli Święto Smoczych Łodzi, którego realna nazwa w tłumaczeniu nie brzmi moze tak dramatycznie ("Święto 5 Miesiąca Księżycowego"), ale jeśli wierzyć Wikipedii, równie dobrze mogłoby zwać się Festiwalem Utopionych Poetów. Jakkolwiek uważam, że - po Walentynkach i Haloween - celebracja topienia poetów sama w sobie warta jest przeniesienia na nasz słowiański grunt, to święto ma również jeden bardziej przyziemny, ale niezwykle smakowity aspekt. Duan Wu Jie i okolice (samo święto będzie miało miejsce za około tydzień) są bowiem okresem sprzedaży i wzmożonej konsumpcji 粽子 - przybliżona polska wymowa to urocze " dzundze" - czyli pseudo-pierożków, wykonanych z klejkiego ryżu oraz rozmaitych składników, zawiniętych i gotowanych w liściu*. Jak ustaliłem, linia ortodoksyjnego podziału dopuszczalnych smaków dzundze przebiega geograficznie. Podczas, gdy północne Chiny rozsmakowują się w zasadniczo słodkich (no, jak na sta

Ścinki

Obraz
W obliczu tęsknoty za domem, tragicznych wydarzeń w rodzinie i generalnej malaise miałem ochotę powstrzymać się od uaktualnień bloga, przynajmniej do czasu zajścia jakiś wyjątkowych przygód, co - zważywszy na rutynę dnia codziennego - mogło nastąpić w dniu wyjazdu. Niemniej jednak postanowiłem wrzucić garść drobnych newsów, żeby nie stracić łączności ze światem i umiejętności pisania w języku przodków. Poza tym przypadkowe fotki, które trudno byłoby przypisać do czegoś konkretnego. most Daguangming - codziennie po drodze do szkoły Mijam go dwa razy dziennie, i za każdym razem zachodzę w głowę, kto wpadł na pomysł ozdobienia mostu w tak straszliwie kiczowaty, pseudo-barokowy sposób. Pouczająca lekcja tego, jak Chińscy (?) projektanci wyobrażają sobie europejski przepych. Nota bene, to, co na zdjęciu, to nie jest jedyna grupa ozdób - na całej długości Daguangmingqiao przyozdobiony jest tego rodzaju rzeźbami. * Badmintonowe spotkania rozwijają się prężnie, a ja nabieram kondycji i tęż