Posty

Wyświetlanie postów z 2013

W Ha Noi bez zmian

Obraz
Problem z wyjazdami “produktywnymi” (w odróżnieniu od wakacyjnych) polega na tym, że zmienia się głównie scenografię, ale codzienność jest równie wypełniona przygodami i nowymi doświadczeniami, co poranne dojazdy warszawskim tramwajem do pracy na pierwszą zmianę. Sytuacji nie poprawia pewnie fakt, że jesteśmy w Ha Noi już trzeci/czwarty raz. Przy poprzednich wizytach zdążyliśmy się nieco “otrzaskać” z wietnamską rzeczywistością i tym, co inne. Nie mam więc w zanadrzu żadnej anegdoty, żadnej przełomowej historii, którą mógłbym ubarwić moje notki. Tym razem jest zatem okazja i konieczność, by oddać łamy Ann, której fotoreporterskie oko na szczęście wyostrza się z wyjazdu na wyjazd. Tymczasem na targu... Nie oznacza to jednak, że nudzimy się tu, czy pogrążamy w depresji. Życie na obczyźnie umilają nam od czasu do czasu drobne przyjemności (w czym niemała zasługa naszej rodziny!), od wietnamskiej kawy w pobliskich kawiarniach, po koncert w (jedynym c

Sầm Sơn

Miałem napisać coś o naszym krótkim świątecznym wypadzie do rybackiej wioski (i znanego miejsca nadmorskich rekreacji) Sầm Sơn, ale Ann na swoim blogu  wszystko pięknie opisała  i okrasiła zdjęciami. Nie ma zatem co się powtarzać. Kolejne zdjęcia i wpisy: wkrótce. PSJ

Krótki disclaimer

Obraz
To nie jest tak, że umarliśmy lub leżymy złożeni egzotyczną chorobą. Połączenie internetowe w ośrodku wypoczynkowym jest jednak wyjątkowo niesforne, a nawet w najlepszych chwilach - powolne, więc następne wpisy po powrocie do Ha Noi, czyli jutro. Hanojskie xích lô Poniżej jeszcze kilka zdjęć z jednego z miejskich parków w centrum Ha Noi. Tak, żołnierze mają ćwiczenia strzeleckie w alejkach. Na szczęście na "sucho". PSJ

Obrazki z wystawy

Obraz
Nie mam dziś weny na pisanie, więc trochę materiału zdjęciowego z tzw. rozmaitości (courtesy of Ann). Ta oranżada...   Ten Spiderman ma cztery nogi Na ulicy

Sinonotes znowu w siodle

Obraz
Jestem jednak człowiekiem słownym i prawdomównym. Pół roku temu napisałem, że następna aktualizacja bloga nastąpi w Hanoi... i oto jest. Obligatoryjnie  Tym razem wspólnie z Ann spędzamy lokalnie upojny miesiąc na nauce języka (ja) i gotowania (Ann). Napięty harmonogram nie pozwala nam na zbyt częste buszowanie po internecie, a mój przeciętny plan dnia jest równie fascynujący, co dzień z życia ucznia podstawówki, jednak weekend jest okazją do wrzucenia przynajmniej kilku zdjęć. Na zajęcia dojeżdżam codziennie siedem i pół kilometra (i z powrotem). Dzięki uprzejmości ludzi dobrej woli, pożyczyłem niezbyt wyszukany, ale sprawny i sympatyczny rower. Niestety, brak mi zdolności, by oddać słowem charakter ruchu ulicznego w Wietnamie - kto tu nie był, nie jest chyba sobie w stanie tego wyobrazić. Powiem tylko dla przykładu, iż wracając z zajęć, aby nie nadkładać drogi, do najbliższego skrzyżowania z nawrotką przejeżdżam około 400 metrów. Pod prąd. Nie jest to praktyka budząca jakiek