Posty

Wyświetlanie postów z 2012

Bez morału

Obraz
W ostatnich kilku dniach, które - jak się składa - są również moimi ostatnimi dniami w Tianjinie, spacerując po tutejszych ulicach wielokrotnie przyłapywałem się na myśli, iż niezależnie od wszystkich drobnych dokuczliwości dnia codziennego (vide Przypowieść o drzwiach ), Tianjin to jednak piękne i uzależniające miasto. Być może nie jest w tak oczywisty sposób atrakcyjne czy przykuwające uwagę turysty, w przeciwieństwie choćby do Dali, Lijiangu czy nieodmiennie popularnego Hangzhou, ale minutę po uskoczeniu przed kolejnym rozpędzonym samochodem trafiasz znowu na jakąś alejkę czy kamiennicę, dla których czas zatrzymał się przed wojną. Czasami trudno się nie zachwycić. 泰安道 大沽北路 Pewnego dnia pogoda i widzialność znakomicie się polepszyły Dla mnie osobiście takie chwile wiążą się nieodmiennie z uświadomieniem sobie, gdzie właściwie jestem i co robię. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych ludzi nie jest to żadne warte wzmianki osiągnięcie - są tacy, którzy potrafią z dnia na dzień spakowa

Pociąg do kolejki, albo jak szeroko zakroiłem plany powrotu

Obraz
Mój problem z Chinami był wynikiem następującej zależności - w południowych prowincjach można zwiedzić wiele turystycznych atrakcji, natomiast trudno nauczyć się tam dobrego putonghua. Stąd też wywędrowałem z Yunnanu daleko na północ, a w konsekwencji zaraz po przyjeździe do Tianjinu musiałem rozpocząć planowanie powrotu do Hanoi, skąd za nieco ponad tydzień mam powrotny lot do Polski. Jak się okazało, obydwie mainstreamowe opcje - pociąg i samolot - w zasadzie nie różnią się kosztami*, co mnie osobiście nieco zaskoczyło. Pozostało pytanie, czy lepszym wyborem jest podróż relatywnie szybka, ale nudna i wymagająca wyciskania stołka pupą na kantońskim lotnisku (lot bezpośredni jest jednak zauważalnie droższy), czy też długa i upierdliwa, ale potencjalnie ciekawsza. Klamka już zapadła, i w niedzielę rozpoczynam kolejową podróż Tianjin-Pekin-Hanoi, liczącą sobie ponad dwa tysiące kilometrów** i czterdzieści dwie godziny, w czasie których przetnę z północy na południe w zasadzie całe Chi

Przypowieść o drzwiach

Chciałem opowiedzieć wam krótką historię, ilustrującą specyficzne, chińskie podejście do życia i rzeczywistości w ogóle. Otóż nieco ponad tydzień temu, we wszystkich wejściach prowadzących do mojego wieżowca zainstalowano domofon i automatyczne zamki. Jak można było wnosić po tłumach kłębiących się o dowolnej porze dnia i nocy przed drzwiami, metoda otwarcia owych zamków (czy były to klucze, czy może jakiś tajny kod do wstukania w domofonie, pozostaje do dziś kwestią niewyjaśnioną) została udostępniona jedynie nielicznym. Co prawda, jak wspominałem, ostrożne rachunki wskazywałyby, że w budynku mieszka pewnie z parę tysięcy osób, więc ruch jest duży, a wychodzący ze środka regularnie otwierali drzwi, wpuszczając wchodzących (co samo w sobie świadczy, jak bardzo bezsensowny był w samym założeniu pomysł instalacji domofonów). Niemniej jednak nawet jedno- czy dwuminutowe oczekiwanie było najwyraźniej zbyt dokuczliwe dla milczącej większości lokatorów. Po kilku (dosłownie) dniach, drzwi z

Kulinarnie

Obraz
Święta znowu idą. Tym razem na tapecie Duan Wu Jie , czyli Święto Smoczych Łodzi, którego realna nazwa w tłumaczeniu nie brzmi moze tak dramatycznie ("Święto 5 Miesiąca Księżycowego"), ale jeśli wierzyć Wikipedii, równie dobrze mogłoby zwać się Festiwalem Utopionych Poetów. Jakkolwiek uważam, że - po Walentynkach i Haloween - celebracja topienia poetów sama w sobie warta jest przeniesienia na nasz słowiański grunt, to święto ma również jeden bardziej przyziemny, ale niezwykle smakowity aspekt. Duan Wu Jie i okolice (samo święto będzie miało miejsce za około tydzień) są bowiem okresem sprzedaży i wzmożonej konsumpcji 粽子 - przybliżona polska wymowa to urocze " dzundze" - czyli pseudo-pierożków, wykonanych z klejkiego ryżu oraz rozmaitych składników, zawiniętych i gotowanych w liściu*. Jak ustaliłem, linia ortodoksyjnego podziału dopuszczalnych smaków dzundze przebiega geograficznie. Podczas, gdy północne Chiny rozsmakowują się w zasadniczo słodkich (no, jak na sta

Ścinki

Obraz
W obliczu tęsknoty za domem, tragicznych wydarzeń w rodzinie i generalnej malaise miałem ochotę powstrzymać się od uaktualnień bloga, przynajmniej do czasu zajścia jakiś wyjątkowych przygód, co - zważywszy na rutynę dnia codziennego - mogło nastąpić w dniu wyjazdu. Niemniej jednak postanowiłem wrzucić garść drobnych newsów, żeby nie stracić łączności ze światem i umiejętności pisania w języku przodków. Poza tym przypadkowe fotki, które trudno byłoby przypisać do czegoś konkretnego. most Daguangming - codziennie po drodze do szkoły Mijam go dwa razy dziennie, i za każdym razem zachodzę w głowę, kto wpadł na pomysł ozdobienia mostu w tak straszliwie kiczowaty, pseudo-barokowy sposób. Pouczająca lekcja tego, jak Chińscy (?) projektanci wyobrażają sobie europejski przepych. Nota bene, to, co na zdjęciu, to nie jest jedyna grupa ozdób - na całej długości Daguangmingqiao przyozdobiony jest tego rodzaju rzeźbami. * Badmintonowe spotkania rozwijają się prężnie, a ja nabieram kondycji i tęż

Engrish is fun

Obraz
Poniższe zdjęcia są już, delikatnie mówiąc, nieświeże, ale jakoś wcześniej nie było okazji. Okazuje się, że jeszcze od czasu do czasu można natknąć się na doskonale niepoprawne/nieporadne tłumaczenia chińsko-angielskie. Nawet w miejscach tak, wydawałoby się, prestiżowych, jak bullet train relacji Tianjin-Pekin. Z ulotki bezpieczeństwa: Prosimy nie skakać z platformy oraz nie wchodzić na orbitę (anegdota: kilka dni po zrobieniu przeze mnie tego zdjęcia przerwano - dosłownie w ostatniej sekundzie - procedurę startu SpaceX, który w wyniku powyższego nie wszedł na orbitę) Kiedy siatka bezpieczeństwa rozwieszona jest w drzwiach wagonu, prosimy nie podchodzić do drzwi, bo możesz wypaść. Albo możesz wypaść. Sam nie wiem, co groźniejsze. PSJ

Dowody rzeczowe

Obraz
Addendum do poprzedniej notki, w postaci dokumentacji zdjęciowej. Na wstępie chciałem stanowczo zdementować plotki, jakobym obracał się wyłącznie w środowisku damskim... dowód rzeczowy nr 1 ... na zdjęciu widać wyraźnie, że nie jestem jedynym facetem. Podpowiedź: drugi dżentelmen siedzi w pierwszym rzędzie, pierwszy od prawej (w zielonych butach). Poza tym, wygląda na to, że strasznie jestem wysoki. Poza tym wspominałem, że ogród botaniczny w niektórych aspektach był dość przygnębiający. Po przejrzeniu zdęć doszedłem do wniosku, że "przygnębiający" nie jest właściwym określeniem. niektóre plastikowe dinozaury są po prostu smutne. Inne mają oczy zasnute bielmem Właściwym słowem jest "przerażający". W bonusie zdjęcie Creepy white guy stalks once again. PSJ

Jeszcze kilka historii

Obraz
Kilka dni temu okazało się, że nawet 47 piętro (co również jest wartością nieco zawyżoną - po pierwsze chińska numeracja nie zawiera parteru, a po drugie ostatnio w windzie zorientowałem się, że nie ma piętra 34)* nie chroni przed dziką naturą. Leżałem sobie spokojnie na łóżku, kiedy dziwaczne odgłosy oraz nagle zasłonięte światło lampy uświadomiły mi, że coś jest bardzo nie w porządku . W Azji miałem już do czynienia ze stworzeniami, o których wolałbym nie pamiętać (patrz archiwum sprzed dwóch lat), więc wpadłem w zrozumiałą nerwowość. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach - a każda z nich była jak godzina - zorientowałem się, że mój, zdawało by się, bezpiecznie wyniosły pokój ma w sobie chińskiego ptaka. Kiedy ów przysiadł na okapie kuchenki, okazało się, że jest jedynie niewiele większy od wróbla, ale w pierwszej chwili trudno było stwierdzić, który z nas był bardziej przestraszony. Na szczęście pozostawiony samemu sobie, a następnie w odpowiednim momencie odseparowany od reszty pom

All the small things

Obraz
Chociaż moje życie codzienne nie obfituje w szczególnie emocjonujące wydarzenia, to jednak coś tam (coś tam) od czasu do czasu się wydarza. 1. badminton i ekspaci. Dzięki uprzejmości mojej nauczycielki dostałem w weekend informację o regularnie organizowanych spotkaniach badmintonowych. W badmintona grywałem rzadko, a na profesjonalnym, halowym korcie - chyba pierwszy raz w życiu, jednak wyposzczony brakiem treningów tenisowych grałem debla bez mała dwie godziny pod rząd. Dzień po odczuwałem pewien dyskomfort, jednak prawdziwe zło przyszło dzisiaj. Bolą mnie nawet części ciała, które co prawda potrafię nazwać po chińsku, ale w obliczu nauczycielek - jakoś nie wypada. Przy okazji poznałem kilku tianjińskich ekspatów (w tym Holendra, Hiszpana i Francuzkę), przy których, i mówię to z niejaką zazdrością, moje trzy miesiące w Chinach wypadają niezwykle blado. Ci ludzie siedzą tu na kontraktach (zapewne dobrze płatnych) latami , i jedyne, czego nie pojmuję, to dlaczego nie mówią jeszcze bi

乐在其中, albo życie codzienne

Obraz
No coż, stało się. Na Tianjin spadła zasłona mgły lub smogu - niestety, obstawiam to drugie - dzięki której nie tylko widok z mojego okna jeszcze bardziej upodobnił się do widoku z samolotu, ale dodatkowo zrobiło się upiornie duszno i gorąco. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu przejście paru kilometrów stało się prawdziwym problemem. Nie jest to zresztą tylko kwestia mojej słabej formy (w Chinach zawsze zresztą dużo chodziłem i nadal chodzę, przedkładając tę formę transportu nad bezosobowe taksówki czy metro), bo dzisiaj wszyscy ruszają się jak muchy w smole, a z wylotów wszechobecnych klimatyzatorów leją się dziś strużki wody. Co do smogu, żeby dać pewien obraz rzeczywistości, powiem tak: o godzinie 15.00 słońce było dobrze widoczne na niebie. I można było patrzeć w nie bez zmrużenia oka. Nie ukrywam, że częstotliwość pisania spadła. Prawdopodobnie trwale, ponieważ wpadłem w pewną rutynę spowodowaną codziennymi zajęciami i zwiększającym się poziomem trudności. Pomimo niewielkiego,

Tianjin de ma fenêtre

Obraz
czterdzieste siódme piętro  

Park Ludowy, Tianjin

Obraz
Niedzielne popołudnia są urocze - na ulicach jest niezwykle pusto, mało ludzi i jeszcze mniej samochodów.   Chiński rower wodny przyjdzie do ciebie w nocy i zniszczy wszystko, co kochasz PSJ

Strach przed lataniem w Tianjinie

Obraz
Pierwsze dwa dni w Tianjinie, które wypadły akurat na początek pierwszomajowego okresu urlopowego (oczywiście obchodzonego w Chinach, chociaż wszystkie duże sklepy były pootwierane), upłynęły mi głównie na poszukiwaniach - coraz bardziej rozpaczliwych - jakiegoś sensownego miejsca do zamieszkania. Podróże po dalszych i bliższych dzielnicach Tianjinu przyniosły garść pouczających spostrzeżeń: 1. wbrew utrwalonemu stereotypowi, kawalerki nie są powszechnym towarem; większość mieszkań ma co najmniej 40-50 metrów kwadratowych, chociaż zdarzało mi się oglądać i 70-metrowe; co ciekawe, różnica w czynszu nie była wielka. Wydaje się, że powierzchnia mieszkania nie ma (przynajmniej w przypadku mieszkań, które oglądałem) decydującego wpływu na koszt. 2. mieszkania na prywatnym rynku wynajmu, w poszukiwanym przeze mnie zakresie cenowym (a wiec tanie, ale nie zbyt tanie), z reguły były lekko zdezelowane, i, jak by to ująć, zapuszczone. Zdecydowanie czystość ani wyposażenie (poza klimatyzacją i T

Let some people be happy first.

Nie wiem, jaki to omen, ale droga z Kunming do Tianjin upłynęła mi pod znakiem burzy - konkretniej rzecz ujmując, przelotu nad rozległym, burzowym frontem. Chyba nigdy wcześniej nie miałem jeszcze okazji. Błyskawice oglądane z góry są pięknym widowiskiem, chociaż byłem do tego stopnia zmęczony, że po raz pierwszy w życiu przespałem lądowanie; otworzyłem oczy na jakieś 10 sekund przed dotknięciem pasa startowego przez samolot. Pomyślałem wówczas, że straciłem okazję na obejrzenie mojego nowego miasta z lotu ptaka. Jak się okazało, nieco przedwcześnie... Nie licząc pierwszej nocy, kiedy to pierwszym zetknięciem z Tianjinem było wsunięcie do mojego pokoju ulotki miejscowej agencji towarzyskiej (jakieś 3 minuty po tym, jak zamknąłem za sobą drzwi, co świadczy o dobrej synchronizacji między recepcją a pimp daddy , zwłaszcza, że dotarłem na miejsce dobrze po pierwszej nad ranem), każde wyjście na zewnątrz utwierdza mnie w przekonaniu, że Tianjin to miasto ciekawe i w pewien sposób wyjątkowe

Notka końcowa (albo i nie)

Obraz
I tak nasza wspólna podróż dobiegła końca. P. udał się na północ Chin, skąd - miejmy nadzieję - będzie od czasu do czasu pisał dalej. Ja tymczasem wróciłam do Hanoi, zmieniając w ciagu doby temperaturę otoczenia z 2 st. C na 36 st. C. Uff... W takich warunkach nie należy się przemęczać, więc w planach mam wygrzewanie starych kości, konsumpcję owoców morza oraz (w ramach czynu obywatelskiego na 1 maja) wypad do dżungli. Dla chłody wrzucę wam za to parę zdjęć z naszej ostatniej wycieczki z okolic Shangri-la: do Baishuitai (白水台), gdzie woda płynąca po wapiennych skałach uformowała fantastyczne tarasy*. Ann *Formacje Baishuitai porównywane są do Pamukkale w Turcji. Widziałam oba miejsca i tutaj podobało mi się znacznie bardziej. Zestawienie chropowatej skały, roślinności i wody jest niepowtarzalne. Brak tłumów turystów na pewno też nie był bez znaczenia...

Zdjęciowy piątek

Obraz
Zgodnie z obietnicą, materiał zdjęciowy do wczorajszego wpisu Niesamowity wiejski targ w Shigu - stoisko z dziwnymi ingrediencjami (m.in. suszone koniki morskie) Jangcy zbliżająca się do Kanionu Skaczącego Tygrysa Shangri-la i okolice Klasztor Sumtseling w Shangri-la