Dzień dziewiętnasty, czyli wielki paw w Chengde

Chengde już na wejściu zrobiło na mnie znacznie lepsze wrażenie niż Tai'an, choć jest to równie niewielka miejscowość. Niestety, choć świeciło słońce, dało się odczuć, że jesteśmy na północy - było znacznie, znacznie chłodniej. Szybko więc pojachaliśmy do hotelu, który - ku naszemu zaskoczeniu - okazał się stylizowany na cesarskie pawilony. W środku to oczywiście normalne pokoje hotelowe, ale z zewnątrz przypomina to tradycyjną chińską zabudowę. Kolejna niespodzianka miała miejsce, gdy odświeżaliśmy się po podróży. Podczas gdy Paweł siedział w łazience, usłyszałam dziwny dźwięk. Najpierw podejrzewałam Pawła o jakieś na wpół ludzkie popisy wokalne, ale dźwięk się powtarzał i bardziej przypominał zepsuty klakson dziecięcego rowerka. Zresztą Paweł wychynął z łazienki, również przywabiony tym dźwiękiem. Otworzyliśmy więc drzwi (zastanawiając się czy to przypadkiem nie dziwaczny dzwonek) i naszym oczom ukazał się... paw. Takie ptaszysko, znaczy się. Później okazało się, że na terenie hotelu rezyduje całkiem pokaźna grupa pawi obu płci, które ukatywniają się w okolicach wczesnych godzin popołudniowych. Odkryliśmy również stado królików, robiących najprawdopodobniej za żywe kosiarki do trawy.


paw cesarzowej

nasze apartamenty w hotelu Qiwanglou

Wreszcie byliśmy gotowi na podbój Chengde. Ponieważ było już za późno na zwiedzanie cesarskiej rezydencji (przewdonik radzi poświęcić na to cały dzień), pojechaliśmy zobaczyć okoliczne świątynie. Jest ich tutaj całkiem sporo, więc nie mielibyśmy czasu ani sił by zobaczyć wszystkie. Wybraliśmy zatem te najważniejsze. Pierwsza to 普宁寺 (pǔnìngsì), gdzie znajduje się największa w Chinach drewniana rzeźba - jest to ponad dwudziestometrowy posąg bogini Guanyin.

świątynia Puning si

nadal świątynia Puning si

Druga z kolei, to kopia pałacu Potala w Lhasie, wybudowana na rozkaz cesarza Kangxi, by uczcić i odpowiednio ugościć przybywającego z wizytą Panczenlamę. No i znowu nieźle się nałaziliśmy - że też musieli takie wielkie te świątynie budować ;).

prawie jak w Lhasie

jakie duże... dagoby

Nie mieliśmy już siły zwiedzać pozostałych świątyń (zresztą było już koło 17.30, czyli godziny zamknięcia większości z nich, zamiast tego ruszyliśmy więc na poszukiwanie knajpy, gdzie moglibyśmy się pożywić. Przeszliśmy prawie całą główną ulicę i poza kilkoma szybkimi jadłodajniami i jedną całkiem pustą restauracją nie widzieliśmy żadnego fajnego lokalu. Zdesperowani zawróciliśmy i zapuściliśmy się na placyk otaczający nowoczesny meczet - to był dobry ruch, bowiem tam wreszcie znaleźliśmy restaurację z świetnym jedzeniem, przede wszystkim genialnymi pierogami. Najedzeni i szczęśliwi wróciliśmy do hotelu marząc tylko o spaniu.
Ann

Nie dajcie się zwieść - Chengde (承德)to nie jest piękne miasto. Tak naprawdę warto tam spędzić właśnie te dwa dni - jeden na letnią rezydencję cesarzy z mandżurskiej dynastii Qing, zwaną przydługawo 避暑山庄 (bìshǔshānzhuāng), oraz drugi na tyle z ośmiu świątyń okalających miasto, ile się da. Wiedzeni typowym chińskim maksymalizmem zdecydowaliśmy się na świątynię największą - 普陀宗乘之庙, będącą (jak wspominała Ania) XVIII-wieczną kopia pałacu Potala w Lhasie, wybudowaną w celu podjęcia Panczenlamy "jak w domu", oraz na świątynię Puningsi z uwagi na ten cholerny wielki posąg. Powiem zresztą, że mimo obfitego kożucha kurzu - wielka Guanyin w indyjskim stylu robi wrażenie. Swoją drogą w Chinach w ogóle nie ma chyba zwyczaju odkurzania eksponatów muzealnych, zwłaszcza tych w "środowisku naturalnym", czyli pałacach lub świątyniach.

to nie jest wielka Guanyin, ale też zakurzone.


widoczek na okolice Chengde (ze świątyni)

Kilka osobnych ciepłych słów należy się naszemu hotelowi - 琦望楼* (qiwanglou), zlokalizowanemu w obrębie oryginalnych murów wspomnianej letniej rezydencji cesarzy. Całkiem udatnie oddaje tradycyjne dworskie zabudowania, łącznie z uroczym drewnianym i zadaszonym korytarzem, prowadzącym z głównego budynku recepcji do skrzydeł mieszkalnych. Na szczęście jest w nim bieżąca woda :). Jest przy tym dość tani - jak na chiński hotel.

Warto też zachować przytomność umysłu w czasie podróży koleją z Pekinu do Chengde (lub odwrotnie). Widoki podczas przejazdu przez góry (oraz widoczny w pewnym momencie w oddali Wielki Mur - gdzieś tak po godzinie od odjazdu z Pekinu) są naprawdę piękne. Niestety okna są zbyt przybrudzone, by robić przez nie zdjęcia...


papuga usycha z tęsknoty za fiordami

PSJ

*- dla turystów: w tym zapisie jest błąd, pierwszy znak ma inny radical, ale nie mogę się dogrzebać odpowiedniego znaczka w moim edytorze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty