Dzień dwudziesty, czyli cesarz to ma klawe życie, oraz pożegnania

Zerwać musieliśmy się niestety też wcześnie, gdyż śniadanie serwują tu między 7.30 a 8.30, barbarzyńskie zwyczaje. Po skonsumowaniu sadzonego jajka, miękkich tostów z dżemem i chińskich mantou'ków (podanych na wyrażone po chińsku żądanie Pawła; chyba próbowano nas potraktować europejskim śniadaniem ;)), ruszyliśmy na zwiedzanie cesarskiej rezydencji. Niestety dzisiaj pogoda nie dopisała, od rana było pochmurno, gdy ruszyliśmy zaczęło padać (na szczęście była to raczej mżawka i dość szybko przeszła). Wreszcie przydały się targane przez całą podróż swetry i kurtki, choć nie powiem żebym była szczęśliwa z tego powodu.

W rezydencji najpierw zwiedziliśmy wystawy umiejscowione w głównych budynkach, a następnie wypuściliśmy się na teren rozległego parku z rozlicznymi pawilonami, świątynkami itp. Widać, że tutaj sezon właściwie się skończył, bo choć turystów było sporo, to na tym rozległym terenie przepadali. Obsługa też niespecjalnie się przykładała do roboty, poboczne wystawy często były pozamykane lub nieoświetlone, część stoisk pamiątkarsko-gastronomicznych była nieczynna. Dawało to ogólnie wrażenie lekkiego opustoszenia, ale przynajmniej można było odpocząć od tłumów.


rezydencja Bishu
Za to na łąkach widzieliśmy rozgrywki krykieta w wykonaniu miejscowych drużyn. Acha, z ciekawostek, w parku okalajacym rezydencję szwendają się tabuny saren i jeleni. Chińscy turyści chętnie je dokarmiają i fotografują się z nimi - ciekawe czy ubezpiecznie, które można wykupić przy wejściu, pokrywa uszkodzenia ciała spowodowane przez rozjuszonego Bambi (w całym parku porozwieszane są jednak tabliczki lojalnie uprzedzające, że jelenie są dzikie i mogą zaatakować. Jelenie wyglądają jednak na spasione i przyzwyczajone do hałaśliwych turystów - PSJ).


jeleń na rykowisku

Jutro wracamy do Pekinu i mam nadzieję, uda nam się opublikować wszystkie zaległe notki. Niestety oznacza to też, że nasza podróż dobiega końca. W piątek jeszcze zrobimy zakupy i udamy się na pożegalną kolację, a w sobotę wracamy do Państwa Środka (Europy).
Ann

Rezydencja jest świetna, czuć zupełną odmienność mandżurskich pomysłów na założenie pałacowe (w porównaniu z takim Zakazanym Miastem). Ponaddto, jak w całym Chengde, zachwyca surowy, górski krajobraz. Ania napisała w zasadzie wszystko, co należało napisać, resztę mogą przekazać tylko obrazy.




Teraz zostało nam jeszcze zakupić ostatnie souveniry (i nagrody w naszym konkursie!), i wracamy powoli do Polska.
PSJ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty