Dzień czternasty, czyli relaks

Po przedwczorajszym maratonie postanowiliśmy trochę sobie odpuścić i spokojnie pospacerować wokół jeziora, często przysiadując na ławeczkach. Żeby lepiej wtopić się w tłum wzięłam nawet parasolkę, bowiem Chinki używają parasoli i na deszcz i na słońce (zresztą zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem). Zatem najpierw przemieściliśmy się autobusową linią turystyczną do wejścia na groblę Su i spacerowym krokiem zaczęliśmy się przemieszczać w tłumie Chińczyków (i nie tylko; już dawno nie widziałam tylu białych twarzy ;)). Takie leniwe spacerowanie było miłą odmianą po bieganiu po wzgórzach...


grobla Su (苏堤)

I tym spacerowym krokiem przebyliśmy całą groblę Su i udaliśmy się do „naszej” herbaciarni, gdzie miło spędziliśmy najgorętsze godziny dnia. Pokrzepieni owocami i herbatą, postanowiliśmy jednak trochę się powspinać, więc ruszyliśmy na poszukiwanie małej, zagubionej wśród nadjeziornych wzgórz świątyni taoistycznej. Najpierw trafiliśmy do Pagody Wielkiego Buddy, skąd rozcierał się przepiękny widok na jezioro, a po drugiej stronie wzgórza na miasto. Potem trochę się zagubiliśmy, bo ścieżek było wiele, a mapki niezbyt dokładne. Ale kiedy straciliśmy nadzieję, że dotrzemy do upragnionego celu, usłyszeliśmy dźwięk bębnów i innych instrumentów, które świadczyły, że jesteśmy niedaleko. Faktycznie, trzeba się było wspiąć jeszcze kawałek i naszym oczom ukazała się mała świątynia. Muszę przyznać, że zrobiła ona na nas niesamowite wrażenie. Budynki tworzące dość zwartą zabudowę (z mnóstwem małych przejść) pięknie wkomponowują się w zbocze góry. Ale najważniejsze jest to, że świątynia żyje własnym życiem. Turystów jest tu niewielu i poruszają się tu trochę jak intruzi z innego świata. Trafiliśmy akurat w czas taoistycznych modłów (dźwięki, które słyszeliśmy z dołu, były ich częścią). Przesiedzieliśmy tam dłuższą chwilę, napawając się atmosferą.

widoki z Bei shan na groblę Bai (白堤) i jezioro Xi hu

Dziś natomiast robimy sobie dzień organizacyjno-zakupowy, ponieważ już jutro wieczorem ruszamy w dalszą drogę do Tai'an. Niestety po odebraniu biletów okazało się, że przypadły nam w udziale miejsca twarde leżące, co wprawia mnie w drobną panikę. Co prawda po internecie ludzie piszą, że całkiem przyjemnie się nimi podróżuje (choć na pewno mniej intymnie, jako że Chińczycy lubią przychodzić do białych, choćby po to, żeby im powiedzieć „hello”), także zobaczymy jak to będzie. Póki co idziemy obkupić się w gryzaczki, co by mieć czym częstować naszych (potencjalnych) chińskich przyjaciół.

Ann

Ja powiem jeszcze, że taoistyczna świątynia z klasztorem, o wdzięcznej nazwie Baopu, jest jednym z najbardziej wartych odwiedzenia miejsc w Hangzhou. Robi wrażenie zwłaszcza, jeśli wcześniej miało się okazję odwiedzić Lingyin si, z jej tłumami turystów i monumentalnością. Baopu jest kameralne, w zasadzie poza nami widzieliśmy tam jednego zwiedzającego (i trzech kolejnych idących pod górę), poza tym jest nadal żywym obiektem kultu - w czasie moich wcześniejszych trzech wizyt w Chinach nie miałem okazji zobaczyć taoistycznej ceremonii. Robi też ogromne wrażenie ze względu na prowadzącą tam ścieżkę. Drogi dojścia są dwie, obie nieoznaczone :) - jedna poprzez willę jakiegoś zasłużonego członka KPCh, mniej więcej w połowie Beishan lu i ulicy leżącej bezpośrednio za Beishan lu, druga, jak opisywała Ania - przez rekonstruowaną pagodę. Ogólnie trzeba się drapać ciągle w górę kamiennymi schodami :) ale warto.

PSJ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty