Strach przed lataniem w Tianjinie

Pierwsze dwa dni w Tianjinie, które wypadły akurat na początek pierwszomajowego okresu urlopowego (oczywiście obchodzonego w Chinach, chociaż wszystkie duże sklepy były pootwierane), upłynęły mi głównie na poszukiwaniach - coraz bardziej rozpaczliwych - jakiegoś sensownego miejsca do zamieszkania. Podróże po dalszych i bliższych dzielnicach Tianjinu przyniosły garść pouczających spostrzeżeń:

1. wbrew utrwalonemu stereotypowi, kawalerki nie są powszechnym towarem; większość mieszkań ma co najmniej 40-50 metrów kwadratowych, chociaż zdarzało mi się oglądać i 70-metrowe; co ciekawe, różnica w czynszu nie była wielka. Wydaje się, że powierzchnia mieszkania nie ma (przynajmniej w przypadku mieszkań, które oglądałem) decydującego wpływu na koszt.

2. mieszkania na prywatnym rynku wynajmu, w poszukiwanym przeze mnie zakresie cenowym (a wiec tanie, ale nie zbyt tanie), z reguły były lekko zdezelowane, i, jak by to ująć, zapuszczone. Zdecydowanie czystość ani wyposażenie (poza klimatyzacją i TV) nie są selling point. Warto wspomnieć, że mieszkania szukałem z pomocą szefowej lokalnego oddziału mojej szkoły, i korszystaliśmy z internetowych ogłoszeń dla lokalsów, nie agencji dla expatów...

Niemniej jednak udało mi się znaleźć mieszkanie, może nie najtańsze, ale dysponujące kilkoma niezaprzeczalnymi zaletami. Pierwszą z nich jest położenie na planie miasta - mieszkam przy jednej z głównych ulic centralnej dzielnicy Heping, czyli tianjińskiego środmieścia*. Przekłada się to wprost na ofertę sklepowo-restauracyjno-usługową, oraz bliskość przystanków i stacji komunikacji publicznej we wszystkich kierunkach (jak i szkoły, do której wolym krokiem docieram w pół godziny). Drugą zaletą, robiącą jeszcze większe wrażenie, jest położenie w pionie - moje mieszkanie znajduje się na 47 (z 48 dostępnych) piętrze, dodatkowo okna są od zewnętrznej strony, więc mam wliczony w czynsz widok na panoramę Tianjinu, porównywalną z tarasem widokowym PKiNu. Ubocznym efektem jest daleko posunięta prywatność - najbliższy budynek, z którego możnaby zajrzeć prosto w moje okno, wznosi się dobre pół kilometra dalej**. Dodatkowo wieczorami przez okno wpada przyjemny, świeży wiaterek, a wysokość izoluje mnie od większości śródmiejskich hałasów; wyjątkowo dobrze niesie się wyłącznie huk petard i fajerwerków, które każdego dnia regularnie odpalane są w różnych punktach miasta. Nie ukrywam jednak, że wysokość (spotęgowana optycznie "odpodłogowymi" oknami, zabezpieczonymi wyłącznie sięgającą ud metalową barierką, co do solidności której zachowuję daleko posunięty sceptycyzm) robi na mnie, osobie mieszkającej dotychczas najwyżej na 4. piętrze, dość onieśmielające wrażenie. Kiedy po raz pierwszy podszedłem do krawędzi i wychyliłem się przez okno, pomyślałem, że w takiej scenografii umiejscawia się holywoodzkie sceny samobójstw. Jednak 越来越好, czyli w luźnym tłumaczeniu, im dalej w las, tym lepiej.

Wszystkie te idylliczne cechy równoważone są jednak - zaiste karmiczna równowaga! - rozkładem (nomen omen) mieszkania, i związanym z nim współużytkowaniem łazienki. Drzwi z klatki schodowej bloku prowadzą bowiem do mini-holu z lodówką i rzeczoną łazienką, z którego to holu dopiero uzyskuje się dostęp do dwóch poziomów lokalu, na każdym z nich wyodrębnione zaś zostały dwa samodzielne "mieszkania" (ale bez łazienki). Samodzielność mieszkania przejawia się w aneksie kuchennym, natomiast chińskie łazienki... W zasadzie we wszystkich oglądanych przeze mnie lokalach wejście do 洗手间, co dosłownie tłumaczone oznacza eufemistyczny "pokój mycia rąk", powodowało u mnie reakcję, którą mogę oddać wyłącznie obrazem:

Lęk i odraza w Tianjinie

Niemniej jednak nie było rady, i trzeba przywyknąć do lokalnych warunków, które nie rokują zmian na lepsze; zwłaszcza w obliczu chińskiego obyczaju, który najwyraźniej zakazuje jakiegokolwiek sprzątania po sobie. W tej sytuacji własna, wewnątrzpokojowa umywalka (w zasadzie kuchenny zlew), przy której można umyć zęby, jest prawdziwym darem fortuny. Oddając sprawiedliwość, teoretycznie raz dziennie do naszej "komunalnej" części przychodzi sprzątaczka, jednak musi być osobą niezwykle eteryczną i subtelną, bo jej wpływ na poziom czystości ma charakter raczej metafizyczny. Ciekawą rzeczą jest priorytetyzowanie wyposażenia - w moim quasi-mieszkaniu nie ma ani jednej szafy, szafki ani komody - zaanektowałem w tym celu pomarańczową kanapę po przejściach - natomiast w standardzie jest stary PC-et z głośnikami i podłączeniem do internetu (poza kilkoma 黄片儿***, znalazłem na nim kolekcję chińskich komedii i flimów obyczajowych, co skrupulatnie wykorzystałem celem oswajania się z językiem).

Fascynującym zjawiskiem jest sam mikrokosmos naszego wieżowca - składa się z trzech 48-piętrowych wież i niższych "łączników", co przy przemnożeniu przez ilość mieszkań na piętrze i przyjęciu nawet skromnych norm "zagęszczenia" ludzi w mieszkaniu pozwala założyć, że tylko w tym jednym miejscu, na działce niewiele większej od mojego warszawskiego bloku, może mieszkać nawet ponad 10.000 ludzi. Wokół całej tej, mocno zanonimizowanej masy (nigdy nie widziałem, aby ludzie wchodzący do windy mówili sobie nawzajem choćby "dzień dobry") wyrosła oczywiście masa pomocniczej infrastruktury. Nie wychodząc poza obwód budynku, w lokalach użytkowych na parterze mam do dyspozycji: ponad 10 restauracji i barów, 4 sklepy ogólnobranżowe, 2 kawiarnie, 2 banki, aptekę, lotto, piekarnię i pralnię. Dodatkowo zdaje się (nie badałem tego dokładnie), że także wewnątrz budynku, na niższych piętrach, zlokalizowane są różnorodne punkty usługowe i rozrywkowe. Gdyby nie moja łazikowatość, bez większych problemów mógłbym spędzić dwa miesiące mojego pobytu wyłącznie w obrębie tej dashy. Jeżeli dłużej się nad tym zastanowić - dość przerażające.

 

PSJ

* gdyby to kogoś interesowało albo chciałby sobie poszperać na mapach google, 南京路 nr 131, budynek 城建大厦

** dwa zastrzeżenia - oczywiście w centrum jest znacznie więcej wysokich budynków, po sąsiedzku wznosi się np. wieżowiec hotelu Westin, jednak dzięki wrodzonemu szczęściu dostałem pokój od południowej strony, gdzie sąsiednia zabudowa nie przekracza 6-7 pięter. Po drugie, prywatność mojego pokoju jest względna, bo drzwi oddzielające mnie od wspólnego hallu przypominają raczej wycinek dużej sfery, którego punkty styczne z ościeżnicą zlokalizowane są wyłącznie w okolicy zamka. Powiem tak: gdybym kiedykolwiek zatrzasnął się w środku, górą i dołem możnaby mi podawać nie tylko naleśniki, ale i co mniejsze kawałki kurczaka, owsiane ciastka, a może nawet żeberka.

*** kto ciekawy, niech szuka rozwiązania w internecie

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty