乐在其中, albo życie codzienne

No coż, stało się. Na Tianjin spadła zasłona mgły lub smogu - niestety, obstawiam to drugie - dzięki której nie tylko widok z mojego okna jeszcze bardziej upodobnił się do widoku z samolotu, ale dodatkowo zrobiło się upiornie duszno i gorąco. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu przejście paru kilometrów stało się prawdziwym problemem. Nie jest to zresztą tylko kwestia mojej słabej formy (w Chinach zawsze zresztą dużo chodziłem i nadal chodzę, przedkładając tę formę transportu nad bezosobowe taksówki czy metro), bo dzisiaj wszyscy ruszają się jak muchy w smole, a z wylotów wszechobecnych klimatyzatorów leją się dziś strużki wody. Co do smogu, żeby dać pewien obraz rzeczywistości, powiem tak: o godzinie 15.00 słońce było dobrze widoczne na niebie. I można było patrzeć w nie bez zmrużenia oka.

Nie ukrywam, że częstotliwość pisania spadła. Prawdopodobnie trwale, ponieważ wpadłem w pewną rutynę spowodowaną codziennymi zajęciami i zwiększającym się poziomem trudności. Pomimo niewielkiego, wydawać by się mogło, wymiaru godzin lekcyjnych, fakt, że codziennie kończę jeden unit (zaleta nauki 1-na-1), z czym związane jest zadanie kilku stron wcale nie banalnych ćwiczeń, zapewnia dalsze 2-3 godziny samodzielnej zabawy. Do tego staram się realizować mój osobisty training plan, polegający na codziennym wyuczeniu się około 10 nowych słów, które były mi potrzebne lub mogłyby się przydać w sytuacjach, które napotkałem w dniu poprzednim. Niestety, mimo absolutnego tzw. "zanurzenia w języku" nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać, jeżeli dołożyć do tego fakt, iż oprócz znaczenia i wymowy nowych słówek staram się od razu przez te 10 godzin czasu wolnego nauczyć także odpowiadających im znaków. Niemniej jednak plan jest póki co realizowany, i oprócz takich słów jak serial telewizyjny, proszek do prania, miska na wodę czy umowa nauczyłem się również chińskiej nazwy pewnego nowowchodzącego do kin amerykańskiego filmu (i znanego komiksu zarazem), popcornu i co najmniej 4 różnych rodzajów kawy*. Jak mówią, 乐在其中, odnajduję w tym przyjemność.

Moje spacery po bliższych i dalszych okolicach, poza dokładnym rozpoznaniem oferty gastronomicznej, przyniosły także dalsze spotkania z post-kolonialną, europejską architekturą dawnych tzw. koncesji. Dzisiaj wracając z zajęć zabłąkałem się lekko w dawnej koncesji francuskiej, trafiając m.in. na budynek miejskiej sali koncertowej (chciałbym powiedzieć, że chodzi o filharmonię, nie mam jednak stuprocentowej pewności). Na marginesie warto wspomnieć, że większość starych poeuropejskich domów i budynków nadal jest zamieszkana i wykorzystywana. 乐在其中。

Nie wiem, czy wrzucałem już zdjęcie rzeźby zaczarowanej dorożki, stojącej na środku promenady handlowej, ale wczoraj znowu zrobiłem jej zdjęcie.

Error 666: Problemy w Raju

Dodatkowo poświęcam część czasu wolnego na oglądanie chińskich seriali telewizyjnych w oryginale. Polecono mi kilka świeżych, odpowiadających o tzw. balingsheng, czyli Pokoleniu '80. Obecnie oglądam jeden z nich, dość popularny tutaj (sporo moich rozmówców wie, o co chodzi) "AA制生活", co nie tylko poprawia moją umiejętność rozumienia szybkiej chińskiej mowy (nota bene pierwotny cel całego serialowego ćwiczenia, poleconego przez jedną z nauczycielek), ale i daje inne ciekawe spostrzeżenia na temat życia we współczesnych Chinach.

O tym jednak innym razem. Trzeba wracać do nauki. Słowa na dziś to m.in.: kupon, wonton (taki pierożek), zawstydzony, skomplikowany.

 

PSJ

* w tym miejscu lingwistyczna ciekawostka: chociaż chiński operuje raczej własnymi jednostkami znaczeniowymi - zwłaszcza w piśmie, gdzie znaczenie wynika raczej z samej istoty ideogramu (znaku), niż z jego wymowy, to coraz częściej spotykam się ze zjawiskiem, o którym do tej pory słyszałem w odniesieniu do japońskiego, czyli "importowaniu" słów z angielskiego z wykorzystaniem wyłącznie fonetycznego podobieństwa, a w oderwaniu od pierwotnego znaczenia wykorzystywanych ideogramów. Niektóre przykłady są już od dość dawna chyba zakorzenione w języku - np. 冰淇淋, wymawiane bing qilin [pl.: cilin], czyli "lody", składa się ze słowa "lód" oraz "qilin" (cilin), które jest po prostu fonetycznie zbliżonym zapożyczeniem angielskiej wymowy słowa "cream", jak w "ice cream"; jednak coraz więcej i więcej nazw budynków, sklepów i produktów spożywczych ujawnia swój sens nie tyle poprzez znaki, co poprzez ich odczytanie "na głos" i poszukanie angielskiego odpowiednika. Ostatnio zderzyłem się z "keke kabuqinuo" (w pl. coś na podobieństwo: "keke kapucinło"), czyli kakaowym cappuccino, oraz sklepem "bainao" ("bajnał"), czyli "Buy Now"**

 

** OK, przyznam, że tu akurat ktoś popisał się talentem językowym, bo zaszyfrował w użytych znakach także wskazówkę na temat profilu sklepu; dla znających chiński: 百脑, sprzedaje elektronikę i komputery

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty