Hanoi, dzień pierwszy

Z góry uprzedzam, że piszę (a) na dużym jetlagu, (b) po nieprzespanej nocy (3 godziny w samolocie trudno uznać za wystarczające), a w dodatku (c) po całym dniu zwiedzania Ha Noi, w tym dwóch solidnych posiłkach - krew odpływająca z mózgu do żołądka obniża iloraz inteligencji do poziomu temperatury pokojowej. A propos temperatury, różnica temperatur między Warszawą a Ha Noi wynosi co najmniej 20 stopni. To też robi swoje.

Ogólnie - ledwo ciągniemy.

Ale! Wrażenie po dotarciu na miejsce było dość... piorunujące. Na razie muszę poukładać sobie całą feerię obrazów i scenek, dla których nie znajduję porównania w poprzednich wyprawach do Chin. Po spacerze po "starym mieście" Ha Noi jestem skłonny zaryzykować opinię, że Chińczycy są narodem niezwykle spokojnym, flegmatycznym i zachowującym pruską dyscyplinę i porządek. Zignorujcie wszystko to, co opisywaliśmy na tym blogu jako przykłady "egzotyki" i odrębności kulturowych. Chcecie egzotyki? Przejdźcie ze cztery razy przez hanojską (jest w ogóle takie słowo?) ulicę. Zajrzyjcie w głębokie na kilkadziesiąt metrów, pozbawione światła przejścia między kamiennicami. Ja na dziś, jak to się mówi, muszę się z tym przespać. Na zachętę zdjęcie przeciętnej i nie budzącej niczyjego zdziwienia (poza świeżakami z Europy, jak my) sytuacji ruchu ulicznego popylającego bez skrępowania po chodniku.



Więcej o dniu dzisiejszym - jutro.

PSJ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty