Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2025

Dzień 18 w przelocie

Obraz
I znowu w lotniskowej dżungli (Doha). Koniec tego dobrego… ale liczymy na szybszy powrót niż za 5 lat :)  

Bangkok, dzień 17

Obraz
Z rana zrobiliśmy testowe przejście na kolejkę, żeby jutro z bagażami nie biegać jak głupi. Następnie śniadanie w niemieckim przybytku - niektórzy spożyli currywursta, co uważam za zbrodnię na dobrym smaku.    Potem poszliśmy do domu Jima Thompsona, gdzie załapaliśmy się na wycieczkę z przewodniczką. Jak nie bardzo lubię takiego formatu zwiedzania, szczególnie w Azji, tak tutaj widać są dobrze zorganizowani. Przewodniczka mówiła zrozumiałym angielskim i z sensem, także 10/10, polecam.    Następnie powędrowaliśmy do przybytków mamony, gdzie nieco puściliśmy się poręczy, a jak mówię “śmy”, to mam na myśli głównie siebie. Dostępność rzeczy niedostępnych w Polsce oraz przystępność cen nawet tych dostępnych robi swoje. Na koniec zjedliśmy znakomite tutejsze makarony i powędrowaliśmy do hotelu. Tak czy siak 17 tyś. kroków pykło, więc dobry to był dzień.

Bangkok, dzień 16

Obraz
Kolejny dzień tranzytowy, w którym już naprawdę nic się nie działo. Żadnych szalonych przygód ani historii, które mogą stać się zabawnymi anegdotkami. Takie dni też są w podróżach i trzeba to normalizować w czasach instagrama, gdzie za każdym rogiem czai się coś nowego. A podróże to też czekanie, jeżdżenie z punktu a do punktu b, albo kiedy w końcu dostajesz miejsce przy oknie i nie na skrzydle, to masz tak porysowaną szybkę, że nie ma szans na ładną fotkę. Myślałam że AI może pomoże, ale wymówiła się awarią edytora. No i tyle było z tego hype’u. Edit: rano się ogarnął, więc zamieszczam oryginał i przeróbkę. Tak więc: czekaliśmy, jechaliśmy samochodem, czekaliśmy na lotnisku, lecieliśmy, czekaliśmy na samochód, jechaliśmy aż zameldowaliśmy się w hotelu. A potem poszliśmy zjeść do pobliskiego Koreańczyka, bo nie chciało nam się już szukać czegoś innego. Był całkiem spoko. Jutro w zasadzie ostatni dzień tej pięknej podróży. Mamy jeszcze jeden punkt do zwiedzenia, a potem ruszamy wydawać ...

Okolice Khao Sok, dzień 15

Obraz
Miała być na luzie wycieczka, a wyszło jak zwykle. Wszystko przez problemy komunikacyjne. Żeby się dostać tam, gdzie chciałam potrzebowaliśmy transportu, a ponieważ Tajowie zawsze są na tak, jeśli chodzi o pomoc, to uzbrojona w tajską nazwę miejsca raźno ruszyłam do recepcji uzgadniać szczegóły. Miła pani oczywiście powiedziała, że no problem, będzie kierowca o której chcemy i zawiezie nas gdzie chcemy, do emerald pools i do temple i co tam chcemy. Uzgodniliśmy cenę, która była całkiem przyzwoita, a do tego dołożyli nam niespodziewany punkt programu. Bosko! Bariera językowa jednakowoż nie umożliwiła dopytania co to za świątynia, no ale w końcu myśmy na świątyniach zęby zjedli, więc jedna więcej nam nie zaszkodzi.      Stawiliśmy się o wskazanej godzinie i ruszyliśmy w drogę. Jakieś 30 minut później nasz kierowca (nie mówiący po angielsku niemal wcale) zajechał na jakiś żwirem wyłożony placyk, gdzie pośrodku stał pięknie obrośnięty Budda. No dobra, czyli świątynia pierwsza...