Danshui

Dziś po raz kolejny odwiedziliśmy urocze miasteczko Danshui, które znajduje sie na obrzeżach Taipei. W zasadzie wykonaliśmy tę samą trasę co poprzednio, więc nie ma się co rozpisywać. Było tylko więcej krabów w lesie mangrowym oraz więcej, znacznie więcej ludzi na ulicach. Święta plus weekend zrobiły swoje i w niektórych miejscach chodzenie po chodniku przypominało raczej stanie w kolejce ;).







Zjedliśmy porcje smażonych krabików i kalmara - były chyba nawet lepsze niż dwa lata temu. Poszwendaliśmy się po okolicy i bardzo zatłoczonym metrem wróciliśmy na miasto. Protip: ponieważ do stacja końcowa to pociągi z obu peronów zawiozą was do centrum, trzeba sie tylko zorientować, który odejdzie wcześniej (jest taki krótki moment kiedy stoją obydwa - odjeżdżają na zmianę). Jeśli wam sie spieszy - wsiądźcie do pierwszego, jeśli wolicie ulżyć nogom - ustawcie się na peronie (tu grzecznie sie czeka na wejście do metra w uporządkowanych kolejkach) do drugiego, tam macie szanse na miejsca siedzące :)






Spostrzeżenie nr 1 z dzisiejszej wycieczki - właściciele psów uwielbiają ubierać je w kaftaniki (w końcu zima choć temperatura dziś oscylowała ok 17 st C.). Dziś minęły nas buldożki przebrane za kurki, piesek-Totoro i wiele innych. Muszę im zacząć robić zdjęcia x dziś tylko buldożki w menu ;)

Komentarze

LeslieFH pisze…
Na Gran Canaria przy 19 stopniach również właściciele małych piesków ubierają je w różne kurteczki, sweterki i inne odzieże, bo w końcu przełom stycznia i lutego ;-)
SinoNotes pisze…
Huh, myślałam że to jakaś azjatycka fiksacja, a tu proszę, globalny trend ;)

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty