Lugang - dzień ósmy

Wyjechaliśmy z Tajpej, co poznać można po tym, że wpisy pojawiają się rzadziej, gdyż trudniej znaleźć chwilę, siły i internet żeby wszystko uzupełnić. Pierwszego dnia dotarliśmy do Zhanghua (彰化), gdzie zostawiliśmy bagaże w dogodnie położonym tuż przy dworcu hotelu "Tajwan" i ruszyliśmy od razu na autobus, który zawiózł nas do Lugangu. Lugang (鹿港) to miasteczko wielu świątyń i urokliwych, dobrze zachowanych zabytkowych uliczek. Lugang zrobił na nas dziwne wrażenie, ponieważ trafiliśmy do niego w czasie jakichś świąt i tłumy były w świątyniach, natomiast na ulicach było dziwnie pusto. Z rzeczy polecanych przez przewodnik faktycznie warto zwiedzić "starą" (bo są w tym miasteczku aż dwie) świątynię Mazu, znaną tam również pod nazwą Tian Hou Gong (天后宮), zachowaną starą uliczkę i odchodzące od niej zaułki (古市街), uliczkę Dziewięciu Zakrętów, choć właściwszym tłumaczeniem jej chińskiej nazwy byłoby "Ulica Zygzak" (九曲巷), starą i relatywnie nieźle zachowaną miejską rezydencję rodziny Ding (w anglojęzycznych źródłach piszą "Din", jakby ktoś szukał na mapie), a skończyć na południowym krańcu dużą świątynią Longshan Si(龍山寺), faktycznie imponującą rzeźbieniami, architektonicznym rozmachem oraz rzadką w Chinach konwencją pozostawienia zabytkowych części bez nachalnej renowacji współczesnymi materiałami. Jeżeli podróżowalibyście z północy na południe Tajwanu, to w lugangskiej (?) Longshan Si możecie zobaczyć pierwszą widoczną zmianę stylu świątyń - zwieńczenia dachów zaczynają kojarzyć się bardziej z Tajlandią, Kambodżą lub Laosem.




 

W ramach turystycznych ciekawostek, będąc już przy Longshan Si można też przejść dwieście metrów na zachód wzdłuż 三民路, i wypatrywać turystycznych drogowskazów na Mo-Ru Lane, czy też 摸乳巷, czyli Zaułka Obłapiania po Piersiach - nazwa, wywołująca histeryczne wręcz chichoty wśród chińskich grupek turystów, wywodząca się ponoć od niezwykłej wąskości tej może 100-metrowej alejki, w której faktycznie wyminięcie się z przechodzącą kobietą musiało prowadzić do krępujących towarzysko sytuacji. Z okolic Longshan Si można złapać któryś z miejskich autobusów odjeżdżających do Zhanghua (chyba wszystkie prędzej czy później dojeżdżają na dworzec kolejowy). W samej Zhanghua zabytków jest relatywnie mało, a najbardziej znany z nich to świątynia konfucjańska, która jednak otwarta jest jedynie do 17-ej, więc odbiliśmy się od zamkniętych drzwi. Pewnie mała strata zważywszy, że ze wszystkich świątyń chińskich te konfucjańskie są w środku najbardziej surowe i mało okazałe, o ile ktoś nie jest koneserem chińskiej kaligrafii.





Ze wspomnianym hotelem "Tajwan", poza tym że rezerwacja przez stronę internetową jest póki co możliwa tylko po chińsku (ale dałem radę), wiąże się jeszcze jedna anegdota. Otóż w cenie pokoju zaproponowano nam śniadanie, do wyboru, w stylu zachodnim lub chińskim. Aby zdywersyfikować ryzyko, każde z nas wybrało inne. I jakkolwiek chińskie, składające się z dwóch ciepławych baozi oraz ciepłego i strasznego w smaku mleka sojowego, było zjadliwe, to "zachodnie"okazało się... wyborem śniadaniowego tosta z pobliskiego McDonalda (!). Protip: najwyraźniej na Tajwanie "bacon" w egg&bacon stanowi rodzaj podsmażonej szynki, co jednak ma małe znaczenie, bo wszystko pływa w sutych ilościach majonezu. Co więcej, śniadanie wydawane jest w torebkach, które można zabrać sobie do pokoju. Taki lokalny koloryt.
Jeżeli ktoś planuje sobie podróż przez Zhanghua, po zwiedzeniu Lugangu można z czystym sumieniem odjechać pociągiem na północ lub południe tego samego wieczora, jednak można też zrobić tak, jak my, i następnego poranka, po noclegu, ruszyć do Ershui i nostalgicznej kolejki podmiejskiej, która ponoć kiedyś była wąskotorówką. Ale, jak mawiają, nie uprzedzajmy wydarzeń.






Zhanghua ma jeszcze jeden jasny punkt: na rogu 永興街 i 陳稜路, dosłownie przecznicę od hotelu Taiwan i dworca, jest pierogarnia o czerwonym szyldzie i wyłącznie chińskiej nazwie 大原蒸餃, która serwuje pierożki na parze o cieście i nadzieniu nie gorszym, naszym zdaniem (a moim nawet lepszym - PSJ) od michelinowskiego Din Tai Fung, który dosłownie dwa dni wcześniej testowaliśmy w Taipei. Robi to oczywiście za ułamek (bliższy 1/5 niż 1/2) cen w Din Tai Fung. Polecamy. Może za dziesięć lat głodni wrażeń foodies z całego świata będą podróżować do Zhanghua specjalnie na pierożki z Da Yuan Zheng Jiao...?

Komentarze

Anonimowy pisze…
Piękne zdjęcia. U nas prawie lato. A jak jest na Waszej trasie?
Pozdrawiamy ciepło
Kretyni
SinoNotes pisze…
Cieplej niż w Polsce, bardziej deszczowo niż na Krecie, komary rypią jak szalone, ale się nie dajemy :)

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty