W Ha Noi bez zmian


Problem z wyjazdami “produktywnymi” (w odróżnieniu od wakacyjnych) polega na tym, że zmienia się głównie scenografię, ale codzienność jest równie wypełniona przygodami i nowymi doświadczeniami, co poranne dojazdy warszawskim tramwajem do pracy na pierwszą zmianę. Sytuacji nie poprawia pewnie fakt, że jesteśmy w Ha Noi już trzeci/czwarty raz. Przy poprzednich wizytach zdążyliśmy się nieco “otrzaskać” z wietnamską rzeczywistością i tym, co inne. Nie mam więc w zanadrzu żadnej anegdoty, żadnej przełomowej historii, którą mógłbym ubarwić moje notki. Tym razem jest zatem okazja i konieczność, by oddać łamy Ann, której fotoreporterskie oko na szczęście wyostrza się z wyjazdu na wyjazd.





Tymczasem na targu...






Nie oznacza to jednak, że nudzimy się tu, czy pogrążamy w depresji. Życie na obczyźnie umilają nam od czasu do czasu drobne przyjemności (w czym niemała zasługa naszej rodziny!), od wietnamskiej kawy w pobliskich kawiarniach, po koncert w (jedynym chyba w Ha Noi, a przynajmniej jedynym na tak wysokim poziomie) klubie jazzowym.

TO SPOJRZENIE.
(saksofonisty po prawej)


Przy okazji wykorzystam pracę kogoś odważniejszego i sprawniejszego ode mnie, kto zdecydował się nagrać i umieścić na youtube film obrazujący urok jazdy po tutejszych ulicach - ja co prawda poruszam się tu na rowerze, a nie skuterze, ale różnica polega wyłącznie na tym, że (a)nie mam klaksonu, i (b)bardziej się męczę. Rzeczony filmik (sprzed 5 lat, teraz ruch jest jeszcze większy, ale równie chaotyczny) - tutaj. Trwa ładnych parę minut, ale sugeruję obejrzeć w całości.

PSJ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z Tajpej i nocny Hong Kong

Krótki wpis o właściwym zachowaniu w świątyni tajwańskiej

Tainan - dzień dziesiąty i jedenasty