Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2016

W głąb Korei

Obraz
Na wstępie wyjaśnię, że nie da się w Korei wybrać ot tak, na wycieczkę. Informacja o planowanym wyjeździe (i jego celu) musi być złożona do władz i musi zyskać oficjalną akceptację. Potem już z górki, co najmniej dwóch opiekunów (pilnują wszak nie tylko was, ale i siebie nawzajem) i podróż można zacząć. Nie pamiętam z 2006 roku żadnych znaków na drogach, ale nie były one zasadniczo potrzebne. Jeśli trzeba było gdzieś skręcić już czekał tam samochód z panami, którzy wskazywali właściwą drogę. Nie sposób się zgubić... Rzeźby przy Grobowcu króla Tongmyŏnga Tak, do wsi prowadzi droga ze szlabanem i wartownikiem... Wszędzie można znaleźć propagandowe hasła - nawet wyryte na skalnych skałach (nie ma skali, ale ta napisy są naprawdę wysoko i znacznie większe niż człowiek) Puste, czyste plaże (na szczęście bez zasieków, bo i takie widzieliśmy) Przepiękne Góry Diamentow e Spotkać tu można głównie turystów z Korei Południowej, którzy za naprawdę duże pieniądze

Pyongyang

Obraz
Zdjęcia z dzisiejszej notki nie będą Wam tak zupełnie obce, jeśli choć raz zerknęliście do jakichś materiałów o Korei Północnej - Wieża Idei Dżucze czy słynny hotel Ryugyong to obrazki niemal tak ikoniczne, jak nasz Pałac Kultury. I wtedy, i dziś po Pyongyangu można się poruszać wyłacznie między wyznaczonymi punktami i w obstawie kierowców, przewodników, tłumaczy, czyli ludzi, którzy mają za zadanie pilnować, żeby nikomu nic głupiego nie strzeliło do głowy. Oddalanie się od grupy i robienie na bezczela zdjęć rzeczy zakazanych mogło (i pewnie nadal może) spotkać się z gwałtowną reakcją - i to nie tylko wyżej wymienionych opiekunów, ale też postronnych widzów (nakaz skasowania zdjęć, zabranie aparatu, pobicie czy areszt nie są nieprawdopodobne). Jak rozpoznać "zakazane" rzeczy - na pierwszym miejscu na pewno będzie wojsko i obiekty o znaczeniu strategicznym, ale też te stawiające Koreę w złym świetle. Jakie jest więc to zakazane miasto? W 2006 roku - poza kil

Wspomnień czar

Obraz
Czas pędzi nieubłaganie. Minęło już dziesięć lat od naszej pierwszej podróży do Azji. Tej wyprawy nie ma na blogu, gdyż od razu trafiliśmy na głęboką wodę, czyli do kraju, gdzie internet był (i prawdopodobnie nadal jest) dobrem surowo reglamentowanym. Po drugie, wówczas jeszcze nie wpadliśmy na genialny pomysł, by dzielić się ze światem naszymi podróżniczymi przygodami. Ale co się odwlecze, to nie uciecze ;) Janggi - koreańskie szachy Okrągły jubileusz to dobra okazja, by powspominać tamtą wyprawę. Tym bardziej, że zawiodła nas do jednego z ciekawszych, trudnych do zrozumienia i nieco strasznych miejsc na ziemi, czyli do Korei Północnej. Dość niespodziewany splot okoliczności rodzinno-życiowych sprawił, że mieliśmy niepowtarzalną okazję zajrzeć do Raju Kimów w czasach, kiedy nie było tam rozpowszechnionej turystyki z Chin. Co więcej, nasza wyprawa nie ograniczyła się (w przeciwieństwie do większości obecnie popularnych komercyjnych wycieczek) do Pyongyangu, ale mieliśmy też ok